18 maja 2006

…opuszcza nas za to Ben. Z Cowes ma znacznie bliżej do domu, niż z portu docelowego, a prognozy nadal zapowiadają sztormy. Kapitan po wnikliwym przestudiowaniu map synoptycznych zdecydował przeskoczyć ostatni krótki etap,

wykorzystując przerwę pomiędzy dwoma uderzeniami „Gale”, jak nazywają tutaj sztormowe wiatry. Przestało padać i wyszło słońce,

które jednak co i rusz przesłaniane było przez ciężkie burzowe chmury. Wiatr osłabł trochę i ruszyliśmy, by wykorzystać aurę oraz w miarę korzystne prądy pływowe. Na jednym tylko żaglu i z załogą składającą się teraz z 5 członków pędzimy 9 węzłów a wiatr dochodzi do 8B. Zobacz filmik!



To wspaniale uczucie gnać z falami i silnym wiatrem w plecy na mocnym, solidnym i dzielnym jachcie, a gnaliśmy naprawdę nieźle.

Na szczęście zanim rozdmuchało się jeszcze bardziej, byliśmy już bezpieczni w porcie w Portslade. W drodze Patrycja znowu postanowiła trochę ponagrywać. Tym razem zaczęła od Manuela śpiewającego kolumbijskie piosenki podczas zmywania naczyń, reszta dźwięków, jak wiatr grający na wantach, czekały na nią na rozbujanym pokładzie. Nie wyłączając mikrofonu z zamiarem płynnego przejścia od śpiewu mężczyzny do śpiewu wiatru, zaczęła pokonywać sześć stopni schodów prowadzących na pokład. Nagle większa fala natarła na Soterię i Patrycja, mając ręce zajęte mikrofonem i kablami, poślizgnęła się i spadla. W całej sytuacji trzeba zaznaczyć, że bohatersko trzymała w górze na wyciągniętej ręce mikrofon, chroniąc go przed zniszczeniem, co sama okupiła kilkoma sporymi siniakami. Najlepsze jest jednak to, że wszystko się nagrało :)

Mimo wszystko szczęśliwie zakończył się nasz pierwszy rejs. Od początku wiedzieliśmy, że nie jest to zwykły rejs - z portu A do portu B - gdzie każdy z uczestników musi zapłacić za koję i wyżywienie. W myśl umowy załoga nie płaciła za nic oprócz własnych zachcianek na lądzie i miała możliwość zakosztowania żeglugi na klasycznym jachcie w zamian za pomoc przy jego pielęgnacji.

Załoga rozjechała się do domów. Zostaliśmy na jachcie we trójkę z Kapitanem, który teraz miał twardy orzech do zgryzienia. Sezon tuż tuż a on został bez pierwszego oficera, jacht za 3 tygodnie ma przejść ważny przegląd i jest jeszcze trochę drobiazgów do dokończenia. Z kolei my nie jesteśmy w żaden sposób zobowiązani terminami, nie musimy się nigdzie śpieszyć, z Kapitanem bardzo się polubiliśmy, a przebywać i uczyć się nowych rzeczy na pokładzie takiego jachtu, to sama przyjemność. Ostatecznie umówiliśmy się, że zostajemy i pomożemy Kapitanowi przygotować jacht do przeglądu. W zamian możemy mieszkać w tak niesamowitym miejscu, poznawać historię żeglarstwa, uczyć się wielu praktycznych rzeczy i co najważniejsze – nie musimy wydawać ani grosza na życie, bo jedzenie mamy fundowane przez jacht. I dokładnie, tak jak przypuszczaliśmy – wystarczy ruszyć się z miejsca i wyrwać z marazmu, a życie samo otworzy przed nami nowe możliwości…

Mikołaj Westrych

Brak komentarzy:

Posłuchaj relacji z tego rejsu - Początek podróży