13 maja 2006

Godzina 0930. Wpłynęliśmy do malowniczej zatoczki u wybrzeży której rozciągają się zabudowania historycznego miasteczka portowego Falmouth. Wśród panującej ciszy rozległ się klekot wypuszczanego łańcucha na końcu którego ciąży 60-cio kilogramowa kotwica. Jeszcze tylko „zacięcie” kotwicy w dno i odstawiliśmy silnik. Teraz zwodujemy ponton przy pomocy pokładowego żurawika, przymocujemy silnik do pontonu i wybierzemy się całą załogą na zwiedzanie miasteczka, ale jeszcze przed tym z pewnością wszyscy przepuszczą szturm na prysznice w marinie.

- A dlaczego pontonem? Nie można było od razu podejść jachtem do kei?

Tak się składa, że znajdujemy się w strefie pływów, co oznacza, że poziom morza dwukrotnie w ciągu doby podnosi się i opada. Teraz właśnie trafiliśmy na „niską wodę” i zanurzenie jachtu nie pozwala na razie podejść bliżej do brzegu.

Falmouth to piękne miasteczko z wąskimi uliczkami i zabudową, sięgającą przeważnie drugiego piętra. W dawnych czasach był to ważny ośrodek handlu, tętniący życiem portowym. Jako jedno z najdalej wysuniętych na zachód GB miasteczek, pierwsze Witało zawijające tu po długich rejsach żaglowce z ładowniami wypełnionymi towarami z najodleglejszych stron świata: drewno z Afryki, owoce z Ameryki Południowej, przyprawy z Indii, tkaniny z dalekiej Azji…

Główna uliczka miasta jest oddzielona od wody kilkoma rzędami domków i wije się wzdłuż wybrzeża.

Z łatwością można rozpoznać, że większość budynków niegdyś stanowiły siedziby banków. Teraz tylko część z nich pełni pierwotne funkcje, resztę stanowią knajpki i sklepy. Mając Kapitana za przewodnika przechadzamy się uliczkami skąpanymi w słońcu, podziwiamy architekturę i przyglądamy się „tubylcom”. Wnet znajdujemy się w miejscu, które już z daleka wabiło nas zapachem świeżych wypieków. Oto mamy możliwość zakosztowania ciepłych bułeczek nadziewanych rozmaitymi farszami. Cornish Pasty to tradycyjny posiłek żaglarzy i górników z regionu Kornwalii. Legenda głosi, że ich żony przygotowywały Cornish Pasty formując rulon ciasta wypełniony nadzieniem, dokładając pod koniec zawsze coś słodkiego. Raz upieczony był jednocześnie obiadem i deserem. Wyobraźcie sobie wielkiego chrupiącego pieroga, wypełnionego gorącym mięsem, pomieszanym z pieczoną cebulką, papryką i innymi warzywami,

albo na przykład tylko szpinakiem z serem, albo na słodko z jabłkami, wiśniami lub innymi owocami.

Podobno miejsce do którego trafiliśmy to piekarnia serwująca najlepsze Cornish Pasty w całej Kornwalii. Jak usłyszeliśmy, być w Falmouth i nie spróbować Cornish Pasty, to jak być w Paryżu i nie widzieć Wieży Eiffel’a. Tym bardziej zadowoleni, pontonem wróciliśmy na czekającą na nas w zatoczce Soterię. Jeszcze tego popołudnia mieliśmy okazję podziwiać piękne klasyczne drewniane jachciki, które masowo wypłynęły na otaczające nas wody, by wziąć udział w lokalnych regatach. Przez dwie godziny biegałem po pokładzie z wypiekami na twarzy i aparatem w ręku. Większość z jachtów to kornwalijskie łodzie rybackie z pierwszej połowy ubiegłego wieku.



Po dniu pełnym wrażeń oraz mając jeszcze zaległości ze snem, poszliśmy spać wcześniej.

Brak komentarzy:

Posłuchaj relacji z tego rejsu - Początek podróży